Dzień 15 - Środa 16.09.98 | | poprzedni dzień | | dzień następny |
Zanim wyjedziemy z miasteczka zaglądamy do zniszczonej dawnej kaplicy pałacowej (samego pałacu już nie ma), wzniesionej na przełomie XIV - XV wieku wedle kanonów architektury bizantyjskiej. Ciekawe stare freski, wśród nich najstarszy w Rumunii, są obecnie poddawane renowacji, podobnie jak cały obiekt. Wszystko z zewnątrz i wewnątrz obstawione jest rusztowaniami. |
Najbardziej interesujące malowidło przedstawia Matkę Boską w stanie błogosławionym - z wyraźnie zaznaczonym brzuszkiem - rzecz niespotykana ani w ikonografii wschodniej, ani zachodniej. Niestety nie dane nam było tego zobaczyć, bo wszystko zabite jest dechami. Kustosz, którą spotkaliśmy opowiedziała nam wiele interesujących rzeczy o obiekcie. Mówi po francusku i nie robi nadziei na szybkie obejrzenie brzuszka i innych wspaniałości. Zawiedzeni jedziemy na zachód. |
Zahaczamy o podnóże masywu Capatini. Polecam wąwóz w Polovragi. |
Nie jestem pewien czy nie głębszy od tego w Bicaz. Znaleźć tu można także jaskinie. Niestety po sezonie zamknięte. Tereny i góry boskie. |
W Novaci skręt na północ. Następne góry sądząc po mapie w stylu masywu Farafului ( jest tam trasa transfagarska). Trasa Novaci - Sebes na długo pozostanie w naszej pamięci. Zaczęło się sympatyczną drogą asfaltową, by zakończyć leśnymi drogami z których korzystają chyba tylko drwale. |
|
|
W góry, w góry miły bracie, tam przyroda czeka na cię ... |
|
Przełęcze ponad 2000 m. n.p.m. Widoki zapierające dech w piersiach. Jazda po drogach utworzonych przez strumienie. Kamienie, brak drzewostanu. |
Nawet stada owiec zostały dużo niżej. Gdy wydawoło się, że droga będzie w dół, ona na przekór (na szczęście) wiodła jeszcze wyżej. Przez chwilę czułem jak byśmy byli na dachu świata. W górach dopadł nas zachód słońca i zmierzch. Temperatura 2 stopnie, dobrze że na plus. W górę i w dół. Hamulce w Afryce ciężko pracują (Krzysztof ma już mocno nadwerężony łańcuch), Transalpy niby lepiej sobie dają radę ale kosztem łańcucha. |
Zapada noc a my w górach. Drogi takie że za zakrętem światła czasami nie mają co oświetlać - przepaść. Ponieważ robi się ślisko, jedziemy po glinie musimy jednak zjeżdżać w dół. W pewnej chwili pies chce mi odgryźć nogę. Ale pasterz zdążył go zawołać, mało nie dostałem zawału. Z pasterza udało się wyciągnąć tylko to, że on pasie owce i że kierunek mamy dobry, tylko jak daleko. |
Gdy już jedziemy przez las nagle ukazuje się strumień. Miejsce na most obok w budowie. Szerokość ok 10 - 15 metrów. Chwila zawahania i nocną przeprawę przez strumień mamy za sobą. |
[bc. Ten biały punkcik po lewej stronie, u góry to światło pozycyjne-latarnia morska motocykla Bogdana po drugiej stronie przeprawy, zapalone po to by podążać w jego kierunku] |
Trzeba tylko wylać wodę z butów. Potem kawałek dalej widzimy ogniska, gdzieniegdzie tańczą, inni śpiewają-tutaj ludzie koczują. Wyjechaliśmy gdzieś w górach. Nazwy osady nie było. Z naleźliśmy w tej osadzie drwali, ciepły posiłek jak i nocleg w baraku.Przeżyliśmy także wejście do tubylczego baru. Było nieźle, zupełnie jak na wycieczce do łagru gdzieś na Syberii. |
[bc. na zdjęciu suszące się stopy kn ] |
Przeżyliśmy. |
Poprzedni dzień | Dzień następny |