II-gie Spotkanie podróżników w Woliborzu (PL)&
II-gi International Varadero Meeting 2000 (Luxemburg)
"bc" Bogdan Chudzikiewicz   < H

1 Lipiec - "Szczeliniec"30 Czerwiec
Maciek Kwiecień zaprosił mnie na 2-gi zlot podróżników. Dotarliśmy tam w piątek popołudniem dwa TA Michał i Maciek, jedna CBR słynny Tomasz (patrz Ukraina 2000) z Kasią i moje Vara. Przed Lubinem dołączył KTM, dzięki któremu wyjazd urozmaicony był w drobne naprawy. Wieczorem dotarlismy na miejsce. Zakwaterowanie w zameczku zabezpieczało nas przed raczej niestabilną pogodą.

Ranek zaczęliśmy we własnym sosie ( wzbogaconym o Artura BMW1100GS) zahaczając na szybcika o Szczeliniec. Ledwo co zdążyliśmy na grupowe zdjęcie podróżników i wycieczkę do wątpliwej urody podziemnych fabryk germańców. Więcej o zlocie znajdziesz w ŚM z Września 2000 - rozpasał/rozpisał się tam pan Marek H.
W trakcie dnia nasz sos zwiększył się o Marcina z żoną Danutą na Varadero.

Gdzieś w Bayerische WaldW niedzielę rano trzy motocykle, dwa Vara i BMW świńskim truchtem przegalopowały przez Czechy. Nocleg na campie w Cheb zroszony był kąpielą w zimnym jeziorku. W poniedziałek wpadliśmy do Bawarii w i snując się po pagórkach przy granicy z Czechami (patrz owo zdjęcie) psim swędem udało się znaleźć nocleg na prywatnym polu namiotowym koło Bodenmains.
"bawarski TUR" (foto Artur Kufel) Troszkę popadywało ale nadawało to uroku zarośniętej, ciemnej i dzikiej okolicy.
Po rozbiciu namiotów udaliśmy się w poszukiwaniu chleba - tego prawdziwego a nie piwa. Zamiast niego znaleźliśmy malownicze, puste drogi w lasach, gdzie mogła spokojnie zostać pokonana rzymska armia. Posileni owocami lasu - darmowymi jagodami już o zmroku powracamy na campisko.
Gdzieś na "objeździe"03 lipiec
Po drobnym posiłku/wysiłku w malowniczym Passau w strumieniach deszczu wjeżdżamy do Austrii. Coś mnie tknęło, gdy widziałem na horyzoncie czarne, ołowiane chmury i zakotwiczyliśmy na godzinę w ciepłym i suchym MC-Donaldzie.
Alpy na horyzoncie Jak przestało lać poczłapaliśmy po mokrym, przykrytym zielenią asfalcie. Owa zieleń pochodziła z okolicznych drzew zmasakrowanych przez burzę gradową. Przed supermarketem tłumy ludzi podziwiały cudacznie malownicze wgniecenia w maskach swoich samochodów. W drobnym deszczu i niepewni tego czy "niebo nie zwali się nam na głowę" zanocowaliśmy na campie nad Attersee.
Pso di Monte Giovo05 Lipca
Rano opuścił na Artur "przewodnik Bawarski" - ach ten czas złośliwie upominający się o swoje prawa - do roboty Arturze !.
No cóż w dwa Viadra poczłapaliśmy w kierunku na Luxemburg, zbaczając zdeczko z najkrótszej trajektorii. Tak więc przez najniższą przełącz Brenner, potem Monte Giovo dotarliśmy do mojego ulubionego campu na stokach Pso Stelvio. Ta noc zimna i czysta oraz sucha - chyba ostatnia sucha noc na tym wyjeździe.
Wspinamy się na 2758 mnpm Poranny wjazd na Pso Stelvio 2752 mnpm- prawie puste serpentynki. Silniki się raczej nie zagrzały - alo to z racji temperatury otoczenia a nie naszych starczych temperamentów.

Na przełęczy popijawszy zimną colę (ja) i ciepłe kawki (reszta załogi) patrzyliśmy jak powoli otwierają się straganiki, zjeżdżają się miłośnicy jednośladów - motocykliści i rowerzyści w ilościach porównywalnych. Czasami spokój ducha zakłócił jakiś samochód ale zawstydziwszy się swoją samotnością umykał w dół.
i z górki na serpenturki

A potem z górki na pazurki ale nie do Bormio.
Znalazłem jeszcze jedną przełęcz gdzie mnie nie było. Przed Bormio odbijamy w prawo ...

Pso Foscagno 2291 mnpm... na Pso Foscagno 2291 mnpm i Pso Eira 2208
Tu chwila zadumy nad wysiłkiem, zdjęcie gór na horyzoncie i dalej w drogę która prowadziła do Szwajcarii.
Na granicy dobrym starym zimnowojennym zwyczajem prześwietlono nasze paszporty i dowody rejestracyjne. Pogranicznicy mieli miny ludzi odkopanych z pod lawiny - coś niesamowitego jak na to miejsce i czasy - może z racji tego, iż była to strefa wolnocłowa aczkolwiek zlikwidowana pół roku temu. Podobnie jak my ofiarą padali inni nie Szwajcarzy.
Zjazd z FurkapassPotem była już tylko orgia wspinaczek, serpentyn i zjazdów. Nadmienię co większe:
Pso del Bernina 2315;
dzika Albulapass 2315;
Oberalpass 2045;
Furkapass 2436 (zdjęcie obok);
Grimselpass 2165;
Susternpass 2224;
i w dół nad Viervaldstatter See na nocleg na luksusowym choć nie przytłaczająco drogim jedynym campie w okolicy.
W nocy burze na tle gór byłyby bosko malownicze gdyby nie ich krople które dosięgły naszych namiotów.
Rene i Bernard - pocieszający zmoknięte kury07 lipca. Rano nie lało (za długo). Zwinęliśmy się mokrzy. Przebijanie na północ w kierunku Francji przez okolice Zuych to horror. Na dodatek jeszcze wyszło tym razem zupełnie niepotrzebne słońce. Spoceni staniem w korkach tak zaształowanych, że ugrzęzły nawet skutery z ulga witamy Francuskie pustki.Koło St Die złapał nas burzowo deszczowo gradowy front i nie opuścił już do Luxemburga. Ledwo co widząc przez zapocone wizjery i okulary odnajdujemy na czuja zlotowisko w Larochette. Przyjazd okraszony oklaskami wydobywającymi się spod daszku w jak się bliżej przyjrzeć spod podchmielonych już nosów i wąsów umoczonych w białej pianie piwa. Pożyczywszy od Rene trochę pieniędzy (tak, tak - nie dość że jeszcze nie zapłaciliśmy wjazdowego to jeszcze pożyczyliśmy pieniądze) zamawiamy super obiad w motocyklowej knajpce.
Alberto - 10 cm od popełnienia samobójstwaCiepły obiad przywraca mnie do świadomości. Zrywam się i biegnę do motocykla ściągając nie zabezpieczoną torbę z baku, w której poza aparatem było już z 2 litry wody. Wodę wylałem ku uciesze współtowarzyszy niedoli.
W trakcie konsumpcji dojechał z Włoch Alberto - miał minę jak po upadku cesarstwa rzymskiego. Przyjąłem go do swojego grona, załatwiłem nocleg pod dachem w sali bilardowo - sportowo - prokreacyjnej (przy okazji sobie też).
Po ciepłym obiedzie / kolacji doszedł biedak do siebie. Nazajutrz jednak skapitulował i powrócił do swojej słonecznej Italii.
Od lewej Anglia, Niemcy, Polska

Stara gwardia z pierwszego zlotu Varaderów wspomina czasy kiedy to słońce oświecało nasze członki.
Na zdjęciu dwaj najbardziej gadatliwi ludzie listy dyskusyjnej Varadero - kawalarze, podróżnicy i wspaniali kompani.
Szkoda, że moje języki obce nie pozwalają na swobodną wymianę wrażeń, uczuć i przemyśleń.
Ucz się człowieku by nie zostać niemową !

Stare miasteczka w Luxemburgu

08 Lipca. Rano słyszę wodę - całe szczęście że to mały strumyczek. A więc nie leje choć niebo nie jest godne pochwalenia. Szybko do miasta wymienić gotówkę, oddać pożyczone pieniądze, zapłacić wpisowe, pobrać dary - koszulkę, mapy etc i korzystając z chwili pogody - wyjazd w okolicę.

ot taki zameczek

Po okolicy szwędamy się wg rozpiski małymi międzynarodowymi grupkami. Pod tym zameczkiem zatrzymujemy się na herbatkę. Temperatura podupada. Nawet ja nie piję zimnej coli a zamawiam ciepły napój jaki się pija w Anglii o 17:00.

taki sobie krajobrazik

A potem dalej w długą ...
Ot i taki typowy krajobrazik. Na drodze miało być mnóstwo Varaderów ale tak popieprzali że zanim wydobyłem aparat nikogo już nie było - co akurat dobrze widać(/nie widać ?) na tym zdjęciu.

Granica LUX

Trasa biegła wzdłuż granicy D/L i przekraczaliśmy ją tak wiele razy, iż się w końcu pogubiłem.

Obok dowód (choć marny) na to że byłem w Luxemburgu

Psinka - alarm

A teraz kilka ciekawostek z placu rajdowego :

Kochany przez właściciela pies i jego lokum jakie pozwala mu podróżować bez względu na temperaturę (prawie klima) i warunki atmosferyczne (prawie kabrio).
Tu był spokojny, a jak wyszedł to mało mnie nie zaszczekał na śmierć.

stelaf

Lubisz prostotę ?
a tu i prostota i prosta i płaska i jeszcze na dodatek jeździ.

Howk

Ok, nie nasikałem, zachowywałem się jak łoś i nie biegałem więcej niż 5 km/h(ze względu na wyjątkowo śliską po deszczu trawę) za co dziękuje mi Rene.

Rene jak przystało na gospodarza przepraszał za nie najlepszą pogodę (fakt - tylko przez 20 minut przebiło się słońce i kilka godzin nie padało) i zapraszał w "lepszych czasach"

Thanks ... i tak było nieźle.

dobre bo z POLSKA

A to już po powrocie, Polski akcent na zakończenie.
Następny zlot VARA ustaliliśmy, że odbędzie się pod Wiedniem

Bogdan

Upna początek