Grecja 2002 6/9 Powrót do strony wyjściowej

Samo południe Peloponezu - Mani. Co za wiatr, co za widoki, co za góry, co za miasteczka ... o i pojawili się pierwsi motocykliści.
Kilka miast to ciekawy zbiór domów baszt-twierdz. Coś niesamowitego, niby miasto, niby zamek.
A to już prawie sam koniec - droga do Porto Kagio. Na "końcu świata" są zniszczone przez Turków ruiny kościoła zbudowanego z ruin swiątyni Zeusa. Cieka historia i ciekawy budulec. Belka nad drzwiami z bloku kolumny itp.
Miejsce to (tj. sam półwysep) przez starożytnych Greków zwane było wejściem do piekieł.
A to zrobiłem bo mi się przypomniała widoczkowo Hiszpania - nie prawdaż ?
Ot i tutaj się zchładzam gdzieś w górach ...
... i towarzyszki mojej podróży. Trzeba się mieć na baczności, bo oblubienice wskakują przed ciebie zza krzaków i kamieni. A mają wyjątkowo zazdrosnych strażników w postaci wiecznie ujadających psów, co do których nie miałem pewności czy aby nie zatopią kłów w moim udzie.
Promy w Grecji nie są drogie (bo są dotowane przez państwo). Prom z Patruy na kontynent chyba około 1.5?. (tak na marginesie to tu buduje się ten wielki most autostradowy o którym było na wstępie)
Ot i nocleg znowu niby przypadkiem wypadł mi w Delphi na tym samym campingu. Znowu popływałem sobie w basenie, porobiłem zdjęcia przed zachodem słońca i siedziałem do zmroku na tarasie w knajpce....
Również jak ja był oczarowany miejscem podróżnik z Kanady Andy Frenz. Oczarował go również mój szybko rozstawiający się namiot parasolka. "Musze go kupić, to sprawa życia lub smierci" tak mówił...
A teraz ponownie przez góry i drogi ostatnie jade na zlot Viader ...

 


Powrót do strony pierwszek